Polski muzyk romskiego pochodzenia, który pragnął sławy. Michaj Burano zdobył ją w Polsce, jednak marzenia o wielkim świecie i przepychu sprawiły, że wyjechał za granicę w poszukiwaniu nowej grupy odbiorców jego twórczości. Niestety, nie wyszło tak, jakby chciał. Stwierdził więc, że powróci w wielkim stylu do Polski i znowu poruszy publiczność swoją muzyką. Nie udało się. Dziś mija 25 lat od dnia, gdy po raz ostatni zaśpiewał w naszym kraju.
Michaj Burano, a właściwie Wasyl Michaj, bo tak brzmi prawdziwe nazwisko polskiego muzyka pochodzenia romskiego. Urodził się w Taszkencie, w rodzinie Lowarów, czyli wędrownych Romów. Po zakończeniu II wojny światowej zamieszkał z rodziną na terytorium Mołdawskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Gdy miał osiem lat grupa Lowarów osiedliła się w Polsce, w Lublinie. Dwa lata wcześniej Michaj zaczął występować z grupą założoną przez ojca, by następnie w 1960 roku dołączyć do zespołu Czerwono-Czarni, a później - do Niebiesko-Czarnych. Oba założone przez Franciszka Walickiego. Ten rok wcześniej dostrzegł go w Gdańsku i zaproponował współpracę. To właśnie wtedy Wasyl przyjął pseudonim artystyczny - i tak na scenie zaczął pojawiać się jako Michaj Burano. Gdy osiągnął sukces w Polsce, zaczął wyjeżdżać za granicę. Razem z Niebiesko-Czarnymi zdobył Grand Prix Festiwalu Piosenki w Rennes. To właśnie wtedy, podczas trasy koncertowej we Francji zdecydował, że nie chce wracać do kraju. Marzył o wielkiej sławie, nagrywał dla kilku wytworni, aż wreszcie w 1975 roku na stałe przeniósł się do Los Angeles.
Mój wyjazd z Polski nie był podyktowany chęcią wzbogacenia się. W Polsce powodziło mi się zupełnie nieźle. Zostałem w Paryżu nie po to, aby zarabiać pieniądze, ale aby sprawdzić się... Chyba każdemu artyście zależy na tym, by być znanym nie tylko na własnym podwórku... - powiedział Burano w wywiadzie udzielonym w lipcu 1986 dziennikarzowi "Sztandaru Młodych".
O Michaju Burano powoli zapominano - w 1986 roku wystąpił na Old Rock Meeting w Sopocie. Ponownie na sopockiej scenie pojawił się dziesięć lat później. Okazją był urodzinowy koncert Franciszka Walickiego, który wprowadził go w młodości na wielką scenę. Miał wówczas nawet zagwarantowany udział w I Międzynarodowym Festiwalu Piosenki i Kultury Cygańskiej w Ciechocinku, po którym zamierzał ruszyć w długą trasę koncertową po kraju. Niestety, nie udało się.
Dziś 77-latek od lat rezyduje w Stanach Zjednoczonych. Burano mieszka w Beverly Hills, gdzie wciąż zajmuje się muzyką. W 1986 roku podsumował to, jak żyje - stwierdził, że jego korzenie sprawiają, że jest głodny wędrówki i nigdy nie wie, gdzie go to zaprowadzi.
Zobacz też: Eurowizja 2021. Jak będzie wyglądała podczas pandemii? Są trzy scenariusze